piątek, 20 lipca 2012

To był naprawdę koszmarny tydzień.


   Ostatnie dni to był koszmar totalny, a wszystko zaczęło się w zeszłą sobotę. Mieliśmy ślub w rodzinie, więc trzeba było się przygotować, a mały jak na złość nic mi nie dał zrobić, a przecież musiałam przygotować nie tylko siebie, ale także pozostałe osoby w rodzinie. A to córce sukienkę i rajstopki przygotować, a może jeszcze wyczarować jej jakąś bajeczną fryzurę, a Romek też przecież sam się nie ubierze, nie mówić już o tym ile roboty miałam przy samej sobie. Nie od dzisiaj wiadomo, że ciało kobiety jest jak pole, tyle się trzeba napracować, a to zaorać, wypielić i jeszcze nawozić niby cudownymi specyfikami. No więc, ja nie miałam prawa doprowadzić się do porządku, bo nie posiadałam zgody syna. Nie dało się go zostawić z tatą, babcią ani ciocią, bo bez przerwy płakał i wołał „mama”, oczywiście mogłam to olać całkowicie, jednak moje sumienie mi na to nie pozwoliło. W końcu po pięciu godzinach męczarni jakoś udało się wszystkich przygotować. Myślałam, że to koniec tego koszmaru, niestety – on miał się dopiero rozpocząć….
   W kościele mój ukochany synek wytrzymał raptem pięć minut , po czym musiałam chodzić przed kościołem, bowiem nie wystarczyło tylko tam stać.  Co najgorsze musiałam te spacerki sobie urządzać z Romkiem na rękach, może i dużo nie waży, bo tylko dziesięć kilo, ale wierzcie mi, po godzinie miałam już wszystkiego serdecznie dosyć i poważnie zastanawiałam się czy w ogóle jechać na wesele. Jednak pojechaliśmy. Z Beatą nie było żadnego problemu, wręcz nas nie zauważała, a tańczyła ze wszystkimi po kolei. Jednakże Romek nie potrafił się puścić mojej spódnicy. Płakał, jak tylko próbowałam go postawić na podłogę, nie wspominając już o wyjściu do toalety. Koło jedenastej się oswoił i nawet trochę bawił się z innymi dziećmi, jednakże zawsze musiałam być w zasięgu jego rąk. O dwunastej poszedł spać, mogliśmy więc z mężem się razem pobawić. Nigdy jeszcze nie tańczyłam z moim mężem tyle co w tę sobotę, było cudownie. Po pierwszej Beata padła zmęczona na dwóch złożonych krzesłach. Było mi jej okropnie żal, że śpi taka „połamana”, więc już pół godziny później zarządziłam powrót do domu. W sumie przed drugą już spaliśmy grzecznie w swoich łóżeczkach. Ale i tak uważam, że to wesele było najlepsze na jakim byłam, dziwne prawda?
moje małe - duże szczęście

i jak tu na takiego się gniewać?

   Następnego dnia były poprawiny. Oczywiście na nie poszliśmy i oczywiście Romek nie schodził z moich rąk ani na sekundę. W rezultacie te dwa dni sprawiły, że moje bicepsy sporo urosły i, że miałam wszystkiego dość. Ktoś mógłby zapytać po co ciągniemy ze sobą dzieciaki na wesele i poprawiny, otóż mówiąc krótko – nie mieliśmy z kim ich zostawić, a poza tym, dlaczego mielibyśmy izolować nasze dzieci i pozbawiać je kontaktu z innymi ludźmi oraz dobrej zabawy, nawet kosztem nas samych? Przecież one się na świat nie pchały.
   Następne dwa dni minęły w miarę spokojnie, choć trudno je nazwać komfortowymi. Jednakże w środę to się dopiero zaczęło. Zarówno mąż jak i Nowszy złapali jakiegoś wirusa. Czy ktoś miał kiedyś chorego mężczyznę w domu? Toż to gorzej niż z dzieckiem. Mężczyźni słyną z tego, że są hipochondrykami. A więc mój mąż umierał…. Jego zdaniem, choć przecież było wiadomo, że to tylko chwilowa niedyspozycja. Więc trzeba było na około niego skakać, bo on leżał, co jakiś czas przysypiając. W końcu nie wytrzymałam i wygarnęłam, że mógłby mi w czymś pomóc, ale on odpowiedział : „jakbym nie był chory to bym był w pracy i też bym ci nie pomógł”. No tego to już było dla mnie za wiele. „Czy jeśli ja będę chora to ty zwolnisz się z pracy, żeby zająć się mną i dziećmi, posprzątać, zrobić obiad?” Nastąpiło wymowne milczenie. Jak to się dzieje, że nawet jak kobieta jest chora to i tak musi znaleźć w sobie siłę, żeby zrobić to co jest do zrobienia? Wydaje mi się, że mimo wszystko jesteśmy silniejszą płcią i nie rozpieszczamy się nad sobą. Z tym, że to nie zawsze jest dobre, no, ale cóż, przecież obiad się sam nie zrobi. Wracając do tej cudownej środy, to nie tylko mój mąż był chory, ale i mały zaczął gorączkować. Nauczona doświadczeniem z córką nie pędziłam od razu do szpitala, wiedziałam, że przejdzie. Ale wiecie jakie jest chore dziecko? No więc znowu dwa dni i dwie noce bez przerwy siedział na moich rękach, co chwilę popłakując i domagając się nie wiadomo czego. I niech mi ktoś powie jak w takiej sytuacji być Perfekcyjną Panią Domu? Jak robić wszystko z półprzytomnym dzieckiem na rękach? Nie chwalę się, ale DA SIĘ, obiad zrobiony, jako tako posprzątane a i mąż utulony w chorobie. Dzisiaj jest już dobrze. Teraz zamierzam odpocząć, choć i tak wiadomo, że tylko na zamierzeniu się skończy ;)

7 komentarzy:

  1. Bo faceci tak mają, Mój jak ma sam katar to po prostu umiera, co dopiero jak kaszel dochodzi:/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mój ostatnio zachorował, to zapytałam, czy już mnie uposażył, bo widzę, że umiera. Cudownie ozdrowiał. Jak ja jestem chora, albo coś mnie boli i mu o tym powiem, to nie słyszę nigdy - może odpocznij, zrobię Ci herbaty, tylko zawsze słyszę - Mnie też tak boli... On zawsze musi być chorszy.
    Dzieciaki.
    A ja z moim Młodym nie chodziłam na wesela, bo ich nie było. Dopiero jak miał 3 latka poszliśmy do mojej koleżanki. Bawił się zawzięcie goniąc kolorowe światełka na podłodze:)

    OdpowiedzUsuń
  3. oj to rzeczywiście...cięzko to wszystko ogarnąć jak jest wesele;))

    u mnie w październi,u wesele w rodzinie i im bliżej tym bardzie....nie chce mi się iść.... i brak kreacji to najmniejszy pikuś, ,,dwójka jeszcze mniejzych dzieci do ogarnięcia plus mąż;P który nawiasem mówiąc będzie lepiej ubrany niż ja

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj. Właśnie znalazłam Twojego bloga,jest super,bo czyta się go tak jak ciekawą książkę. Fajnie opowiadasz o swoim życiu,trochę podobnym do mojego bo obecnie jestem głównie mamą:-) Ja kilka dni temu założyłam swój blog,nawet mnie to zaczyna wciągać.Tu jestem http://katarzynkas.blogspot.com/
    POZDRAWIAM.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny blog ;p
    Zapraszam do Mnie http://roksanazientara.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak się gniewać na takiego synka? Krótko. :)

    OdpowiedzUsuń