sobota, 29 grudnia 2012

Doskonały prezent

Witam,










     Przed świętami otrzymałam pare książeczek dla mojej małej księżniczki. Chciałabym je serdecznie polecić, ponieważ nie są to takie zwykłe książeczki, a pierwsze takie z którymi miałam do czynienia, które pomagają rozwijać zdolności manualne dziecka. Już tłumaczę o co chodzi.... Otóż z pozoru są to zwykłe kolorowanki, ale ich niezwykłość jest w tym, że zanim pokoloruje się wybrany obrazek to najpierw trzeba go narysować. Nie jest to bardzo trudne, ponieważ leciutko jest narysowany szablon, ale dziecko może dodatkowo dodawać nowe elementy, a ograniczeniem jest tylko jego wyobraźnia...

   Dodatkowo obok obrazku, który dziecko tworzy jest już wzór pokolorowany, dzięki czemu dziecko może się sugerować obrazkiem. Moja Beatka była zachwycona, do tej pory kolorowała wszystkie kolorowanki i nie bardzo się przy tym starała, a teraz wymyśla swoim namalowanym lakom nowe kreacje i dodatki, zachowuje się wręcz jak mała projektantka mody ;)


Oprócz tego jest jeszcze książeczka, w której należy narysować tylko samą twarz, można więc wymyślać najróżniejsze kształty nosów czy oczu, a także pobawić się w makijażystkę i robić przeróżna makijaże ...



Powiem wam coś jeszcze. Przed świętami, kiedy musiałam się zająć gotowaniem i sprzątaniem (a wiadomo, jak takie dzieci "pomagają"). Posadziłam męża z dziećmi i dałam im jeszcze jedną książeczkę. Oprócz tego w ręce wzięli nożyczki i klej i wycinali i sklejali prześliczne zwierzaki... A zabawy mieli przy tym co niemiara ;)

Jeśli więc szukacie jakiegoś świetnego prezentu dla swojej córki, polecam serdecznie książeczki Lilla lou, ponieważ nie tylko są kolorowe, ale przede wszystkim dają dzieciom dużo zabawy i rozwijają ich wyobraźnię ;)



Lilla lou są do kupienia na dziele prasy dla dzieci w sieci
Empik, R ELAY, IMMEDIO, KOLPORTER, RUCH, FRANPRESS, GARAMOND
oraz w SMYKU lub sklepie Lillalou
http://www.lillalou.pl/sklep/

wtorek, 16 października 2012

dawno temu....

Przepraszam.... dawno nie pisałam... bo pracowałam (cały miesiąc, do wypłaty ;))..... Cieszę się, że nie zrezygnowałam z prowadzenia tego blogu bo mam zamiar dalej pisać..... Dla siebie, aby dać upust swoim emocjom, nawet jeśli ktoś mówi, że jest to bagno....  (a wierzcie mi - jedna osoba tak mi powiedziała. Nie należy się przejmować, ponieważ jest to nienormalna osoba, która..... nie ważne, po prostu nie normalna....;) reszta opinii jest na szczęście pozytywnych, więc obiecuję come back :)

piątek, 20 lipca 2012

To był naprawdę koszmarny tydzień.


   Ostatnie dni to był koszmar totalny, a wszystko zaczęło się w zeszłą sobotę. Mieliśmy ślub w rodzinie, więc trzeba było się przygotować, a mały jak na złość nic mi nie dał zrobić, a przecież musiałam przygotować nie tylko siebie, ale także pozostałe osoby w rodzinie. A to córce sukienkę i rajstopki przygotować, a może jeszcze wyczarować jej jakąś bajeczną fryzurę, a Romek też przecież sam się nie ubierze, nie mówić już o tym ile roboty miałam przy samej sobie. Nie od dzisiaj wiadomo, że ciało kobiety jest jak pole, tyle się trzeba napracować, a to zaorać, wypielić i jeszcze nawozić niby cudownymi specyfikami. No więc, ja nie miałam prawa doprowadzić się do porządku, bo nie posiadałam zgody syna. Nie dało się go zostawić z tatą, babcią ani ciocią, bo bez przerwy płakał i wołał „mama”, oczywiście mogłam to olać całkowicie, jednak moje sumienie mi na to nie pozwoliło. W końcu po pięciu godzinach męczarni jakoś udało się wszystkich przygotować. Myślałam, że to koniec tego koszmaru, niestety – on miał się dopiero rozpocząć….
   W kościele mój ukochany synek wytrzymał raptem pięć minut , po czym musiałam chodzić przed kościołem, bowiem nie wystarczyło tylko tam stać.  Co najgorsze musiałam te spacerki sobie urządzać z Romkiem na rękach, może i dużo nie waży, bo tylko dziesięć kilo, ale wierzcie mi, po godzinie miałam już wszystkiego serdecznie dosyć i poważnie zastanawiałam się czy w ogóle jechać na wesele. Jednak pojechaliśmy. Z Beatą nie było żadnego problemu, wręcz nas nie zauważała, a tańczyła ze wszystkimi po kolei. Jednakże Romek nie potrafił się puścić mojej spódnicy. Płakał, jak tylko próbowałam go postawić na podłogę, nie wspominając już o wyjściu do toalety. Koło jedenastej się oswoił i nawet trochę bawił się z innymi dziećmi, jednakże zawsze musiałam być w zasięgu jego rąk. O dwunastej poszedł spać, mogliśmy więc z mężem się razem pobawić. Nigdy jeszcze nie tańczyłam z moim mężem tyle co w tę sobotę, było cudownie. Po pierwszej Beata padła zmęczona na dwóch złożonych krzesłach. Było mi jej okropnie żal, że śpi taka „połamana”, więc już pół godziny później zarządziłam powrót do domu. W sumie przed drugą już spaliśmy grzecznie w swoich łóżeczkach. Ale i tak uważam, że to wesele było najlepsze na jakim byłam, dziwne prawda?
moje małe - duże szczęście

i jak tu na takiego się gniewać?

   Następnego dnia były poprawiny. Oczywiście na nie poszliśmy i oczywiście Romek nie schodził z moich rąk ani na sekundę. W rezultacie te dwa dni sprawiły, że moje bicepsy sporo urosły i, że miałam wszystkiego dość. Ktoś mógłby zapytać po co ciągniemy ze sobą dzieciaki na wesele i poprawiny, otóż mówiąc krótko – nie mieliśmy z kim ich zostawić, a poza tym, dlaczego mielibyśmy izolować nasze dzieci i pozbawiać je kontaktu z innymi ludźmi oraz dobrej zabawy, nawet kosztem nas samych? Przecież one się na świat nie pchały.
   Następne dwa dni minęły w miarę spokojnie, choć trudno je nazwać komfortowymi. Jednakże w środę to się dopiero zaczęło. Zarówno mąż jak i Nowszy złapali jakiegoś wirusa. Czy ktoś miał kiedyś chorego mężczyznę w domu? Toż to gorzej niż z dzieckiem. Mężczyźni słyną z tego, że są hipochondrykami. A więc mój mąż umierał…. Jego zdaniem, choć przecież było wiadomo, że to tylko chwilowa niedyspozycja. Więc trzeba było na około niego skakać, bo on leżał, co jakiś czas przysypiając. W końcu nie wytrzymałam i wygarnęłam, że mógłby mi w czymś pomóc, ale on odpowiedział : „jakbym nie był chory to bym był w pracy i też bym ci nie pomógł”. No tego to już było dla mnie za wiele. „Czy jeśli ja będę chora to ty zwolnisz się z pracy, żeby zająć się mną i dziećmi, posprzątać, zrobić obiad?” Nastąpiło wymowne milczenie. Jak to się dzieje, że nawet jak kobieta jest chora to i tak musi znaleźć w sobie siłę, żeby zrobić to co jest do zrobienia? Wydaje mi się, że mimo wszystko jesteśmy silniejszą płcią i nie rozpieszczamy się nad sobą. Z tym, że to nie zawsze jest dobre, no, ale cóż, przecież obiad się sam nie zrobi. Wracając do tej cudownej środy, to nie tylko mój mąż był chory, ale i mały zaczął gorączkować. Nauczona doświadczeniem z córką nie pędziłam od razu do szpitala, wiedziałam, że przejdzie. Ale wiecie jakie jest chore dziecko? No więc znowu dwa dni i dwie noce bez przerwy siedział na moich rękach, co chwilę popłakując i domagając się nie wiadomo czego. I niech mi ktoś powie jak w takiej sytuacji być Perfekcyjną Panią Domu? Jak robić wszystko z półprzytomnym dzieckiem na rękach? Nie chwalę się, ale DA SIĘ, obiad zrobiony, jako tako posprzątane a i mąż utulony w chorobie. Dzisiaj jest już dobrze. Teraz zamierzam odpocząć, choć i tak wiadomo, że tylko na zamierzeniu się skończy ;)

niedziela, 8 lipca 2012

Czy już czas nadrobić zaległości?


Dawno nie pisałam… Niestety praca mnie wzywała, miałam dwa ważne zamówienia do napisania. Męczyłam się z nimi potwornie, jeden dotyczył wiatrówek, a drugi sklepień, mówię wam koszmar… ale dałam radę ;) Jak już kiedyś wspominałam, to ja zawsze DAM RADĘ J Tylko mąż narzekał, bo przez tydzień kładłam się spać chwilę przed tym, jak on wstawał do pracy.
Nie, nie to, żeby w moim życiu coś się nagle zmieniło, jest nudne jak...  Wszystko takie przewidywalne. Od rana do wieczora dzieci, dzieci i dzieci, nawet jak gotuję to Romek wisi mi na ręku, ale prawdziwym hitem jest to, że mniej więcej jak skończył rok to zaczął mi pomagać obierać ziemniaki (bo przecież obiad musi być codziennie ;( ) Tzn. ja obieram, nie daję mu noża, co to, to nie, aż tak wyrodną matką nie jestem. Natomiast on podaje mi ziemniaki, ale muszę przyznać, że ma chłopak tempo, dzięki niemu obieram o wiele szybciej więc idzie na „+”, mam czas na zmywanie (swoją drogą jak to się dzieję, że raz pozmywam, a potem siedzimy na podwórku, a jak wracamy to znowu mam zmywanie? Krasnoludki jakieś? Nie to przecież niemożliwe, bo z tego co jeszcze pamiętam z bajek to miały pomagać…., chyba że coś pomyliłam, a tego wykluczyć nie mogę).
Romcio codziennie uczy się nowych słów, jest to o tyle dla mnie zadziwiające, że on nie ma jeszcze 1,5 roku, Beatka tak nie miała, ale to może właśnie dzięki niej tak się dzieje, bo nie da się ukryć, że braciszek we wszystkim ją naśladuje. Co do nowych słów to zaskoczył mnie wczoraj jak wychodziliśmy na dwór. Już chcę wychodzić a on do mnie: „ Mama, kapka.” Nie miałam prawa nie zrozumieć o co chodzi, bo od razu poklepał się po łysej główce. A ja głupia, zapomniałam mu czapkę założyć. Dobrze jest mieć dzieci co czasami przypomną o tym zapomnianym. Kiedyś np. założyłam Beacie odwrotnie buty, a ta jak na mnie nie krzyknie: „mama, źle!”.
No cóż, matka – też człowiek, ma prawo się mylić.

A więc mam cudowne dzieci, wspaniałego męża (przepraszam że się chwalę, ale czasami trzeba), jedyne co mam przerąbane to noce. Jak to się dzieje, że dzieci innych śpią całą noc i się nie budzą, a mój od urodzenia budzi się średnio co pół godziny, a jak ja idę spać to tak mocno trzyma mojego cysia w buzi, że już dawno nauczyłam się spać w taki sposób, że wiszę nad synem.
 No cóż, od małego wpajają nam, że trzeba karmić dziecko piersią, a potem są takie tego konsekwencje. Ale to się zmieni. Niedługo kończymy ten rozdział. Trzymajcie za mnie kciuki, abym to nerwowo wytrzymała :) 

czwartek, 5 lipca 2012

Takie tam....


Kolejny dzień mija bezpowrotnie.
Zyski? Straty?
Dzień podobny do poprzednich dni – męczący, a tak by się chciało odpocząć…
A kiedy nadchodzi ten moment to po prostu….
Leżeć i nic nie robić, ale
ciągle się myśli,
bo pranie, zmywanie, bo może w końcu umyć okna…?
Jak tu leżeć, kiedy wszystko na „wczoraj”.
Odpocznę „jutro”.
Codziennie jest przecież „jutro”…
Kiedyś pisałam wiersze, wiesz?
Dzisiaj robię obiady,
Choć smaczne to nadal nie to samo…
Poezja ma wiele imion, ale na pewno
Żadne z nich nie brzmi: „zmywanie”….

wtorek, 3 lipca 2012

Współczesna Julia

Autorem artykułu jest Beata Nowak


Kimże jest współczesna kobieta? Krucha niewiasta roniąca łzy w czasie melodramatu, czy wieloczynnościowy robot do zadań specjalnych?           
Zobrazowanie kobiety XXI wieku to niewątpliwie bardzo trudne przedsięwzięcie. Z jednej strony jest to uosobienie wrażliwości, dobroci i delikatności, z drugiej zaś żołnierz z pierwszej linii frontu. Kobieta - mama pogłaszcze, przytuli, utuli do snu. Wie, który syrop na kaszel jest najlepszy i dlaczego biedronka ma kropki. Odrobi z dzieckiem lekcje i przyszyje misiowi ucho. Kobieta - żona wie, że z kurczaka można zrobić rosół, z rosołu pomidorówkę a z pomidorówki sos do makaronu. Rozumie, że pan mąż wraca z pracy zmęczony i zdenerwowany a na jutro musi mieć wyprasowaną koszulę. Wybaczy, że zapomniał o rocznicy ślubu i kupieniu chleba. Kobieta – pracownik to wykształcona, zdolna, ambitna i pracowita istota, która wykona w kilka minut zlecenie „na wczoraj”, nauczy się jeszcze jednego języka i skończy kolejny kurs. Będzie piąć się po szczeblach kariery, udowadniając sobie i innym, że jeśli nie jest lepsza, to na pewno nie gorsza niż mężczyzna. Sprawdzi się zarówno w roli pielęgniarki jak i maszynistki tramwaju. Kobieta – kochanka wie, że w sypialni nie wolno myśleć o planach obiadowych i choćby sił było brak, z błyskiem w oku wsunie się w ognisto – czerwoną bieliznę by oddać się namiętnym pieszczotom. Zapomina wtedy, co wypada a co nie i nie czerwieni się na widok gadżetów z sex-shopu.

Ale to nie wszystko… Współczesna Julia nie czeka na swojego Romeo na zamkowym, ukwieconym balkonie. Ona najpierw musi ten balkon posprzątać. I kwiaty musi sama zasadzić i podlewać. A w zlewie czekają na nią brudne naczynia, w łazience kosz pełen bielizny do prania a w pokoju dziecięce zeszyty, w których trzeba sprawdzić zadania domowe. Aha… i jeszcze trzeba kupić prezent dla mamy i proszek do prania – bo właśnie się skończył. Oby tylko pieniędzy wystarczyło.

Czy Julia z XXI wieku podoła nałożonym na nią obowiązkom? Oczywiście, że podoła. Pomyśli, zorganizuje się, zakasa rękawy i będzie realizować poszczególne zadania. Jedno za drugim, krok po kroku. Upadnie na kolana, podniesie się, przypudruje cienie po oczami, domaluje pomadką brakujące części uśmiechu i pójdzie dalej.
Choćby sił było brak i kolan do upadku było mało. Na przekór faktom, w przekonaniu, że tak trzeba. Że w imię miłości czasami warto cierpieć, że dla dobra sprawy warto przemilczeć.


---
Beata Nowak
www.nowabea.wordpress.com
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

wtorek, 26 czerwca 2012

Czy dzieci uczą nas życia?


   Wczoraj, jak wracałam z dziećmi z odwiedzin u cioci, miała miejsce taka rozmowa, którą zaczęła moja córcia:
- kocham cię.
- ja też cię kocham – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- nie prawda, nie kochasz mnie, bo się ze mną nigdy nie bawisz – moja córka była jak zwykle szczera.
- ależ bawię się z tobą.
- w co się bawisz?
I tu cisza, na policzki napłynął mi rumieniec, bo faktycznie, zajmuję się nią, dbam o to, żeby miała czyste ubrania, żeby sama była umyta, aby nie chodziła głodna, a i od czasu do czasu zjadła jakieś łakocie. Ale się nie bawię. Myślałam o tym przez pół nocy i cały dzisiejszy dzień, no bo jak to? Przecież dbam o nią, a ona mi zarzuca, że jej nie kocham?  

Otóż zbłądziłam, zbłądziłam gdzieś w tej chęci bycia idealną mamą i żoną. Bo przecież nic się nie stanie, jeśli pójdzie spać brudna (niektórzy mnie pewnie za to zlinczują), jeśli będzie miała brudną bluzkę, ważniejsze abym się z nią pobawiła. Nie nastanie koniec świata, kiedy nie pozmywam naczyń, albo kiedy dam byle co na obiad, zamiast siedzieć pół dnia w kuchni.
Bo dzieci w tych swoich małych główkach nie rozumieją, że dbać to znaczy kochać. Nie jest dla niej aż tak ważne że 100 razy dziennie mówię, że ją kocham i przytulam, skoro nie mogę znaleźć godzinki, żeby się z nią pobawić. Więc postanowiłam przystopować, w końcu mogę czasami być Nie-doskonałą panią domu, mogę odłożyć sprzątanie na później, zarosnąć brudem… ale czas na zabawę muszę znaleźć. I od jutra tak będzie… Przecież jak wreszcie będę mogła odetchnąć od codziennych obowiązków, to ona będzie już dużą dziewczynką i to wtedy ona nie będzie miała czasu, aby się ze mną „bawić”…
Podobno człowiek uczy się przez całe życie, ale kto by pomyślał, że to dzieci uczą dorosłych… ? 

czwartek, 21 czerwca 2012

Jaką będziesz teściową?


 



CZY   








Czy zastanawiałyście się kiedyś jakimi będziecie teściowymi? Czy raczej będziecie brać przykład ze swoich czy wręcz odwrotnie? Będziecie Aniołami, czy Wiedźmami? Cóż i tak pewnie wszystko wyjdzie w praniu, w zależności czy będziemy akceptować swoje przyszłe synowe bądź też zięciów.
Ja chciałabym podejść do życia moich dzieci z dystansem. Móc powiedzieć to jest jego życie i to on (lub ona) będzie musiała żyć właśnie z tą osoba, ale to chyba nie jest takie łatwe( bo teraz są malutkie i to przede wszystkim ja jestem dla nich autorytetem i to właśnie ja mam teraz wpływ na ich życie).
   Moim skromnym zdaniem najlepiej jest być teściową odległą, niech młodzi żyją sobie gdzieś tam, a ja gdzie indziej, wtedy może nie będę miała takiego parcia na ingerowanie w ich życie. Oczywiście jeśli zajdzie taka potrzeba i o to poproszą to z chęcią im pomogę (np. jeśli będę musiała bawić wnuki), aczkolwiek chciałabym móc to robić także w granicach zdrowego rozsądku.
No, ale cóż, kiedyś zastanawiałam się jaką będę żoną i matką, a życie i tak zweryfikowało moje myślenie, więc i z tym przypadkiem pewnie tak będzie. „Niech się dzieje wola Nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba” – jak to napisał Fredro w „Zemście”. Pozdrawiam serdecznie i życzę siły w pokonywaniu codziennych trudności i wsparcia, najlepiej tych, których kochamy (ja mam to szczęście, że je mam w 100 %).
P.s. Moja mała córeczka podeszła dzisiaj do mnie i powiedziała: „ Mamo, kocham Cię. Zobaczysz, że kiedyś będzie lepiej”. Dla takich słów warto się uśmiechnąć. Oby były one prorocze ;)

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Czy da się nie zwariować, czy ja już po prostu łapię jakieś paranoje?


      Dzisiejszy dzień to był istny koszmar… jak to dobrze, że to już koniec tych tortur (obym tylko nie zapeszyła). Nie wiem czy to pogoda, czy o co chodzi, ale dzieci płakały dzisiaj na zmianę (w sumie powinnam się cieszyć, że chociaż były o tyle dla mnie łaskawe, że nie naraz), choć tak naprawdę nie wiadomo dlaczego. Synuś nauczył się za to nowego słowa: „kuku”, chyba ze trzy razy w dniu dzisiejszym próbował pogłaskać pokrzywę, ale ona była zdecydowanie nieczuła na jego pieszczoty. Dodatkowo jeszcze niedawno jego ulubionym słowem było „tak”, a dzisiaj mu się przestawiło na „nie”.
Córka natomiast jest na etapie nauki jazdy na dwukołowym rowerze, muszę przyznać, że świetnie jej to idzie i jestem z niej niesamowicie dumna, lecz niestety od czasu do czasu nawet mistrz się przewraca, a wtedy to już po prostu masakra. Wytłumaczcie mi tylko proszę, dlaczego po upadku nie obraża się na rower, tylko na mamę?
   Nie wiedzieć czemu ja też zamiast dać sobie na wstrzymanie to musiałam całemu światu pokazać jaką to jestem okropną matką i jak to moje własne (i nie tylko) dzieci mnie denerwują, ale chyba każdy ma prawo do gorszego dnia – mój był dzisiaj. Mąż wrócił z pracy to oczywiście cała frustracja dnia dzisiejszego została skierowana w jego stronę… No, i awantura gotowa. W końcu nie wytrzymałam, zamknęłam się w domu i po prostu sobie popłakałam, tak dla oczyszczenia. O dziwo pomogło. Reszta dnia (czyli jakieś 2 godziny) upłynęły w miarę spokojnie, ale ponoć lepiej nie chwalić dnia przed zachodem słońca, więc poczekamy-zobaczymy jakie los ma jeszcze dla mnie niespodzianki.
Synuś mamusi ;)
Bilans dzisiejszego dnia? Utrata cierpliwości, 70 pierogów z jagodami (choć już wszystkie zjedzone ;)), mokra od łez poduszka, ale za to siły i chęci aby jutro stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu. Czy podołam ? Dam radę, przecież ja muszę dać radę, bo jak nie ja to kto inny? 
p.s. a naczynia nie pozmywane, pranie nie poskładane, och co ze mnie za gospodyni ? Ale jak mam znaleźć na to czas, kiedy od rana do nocy jesteśmy na dworze. Może jakieś złote rady? 

sobota, 16 czerwca 2012

Czy ta porażka na Euro 2012 musiała nastąpić?

Smutek, bo Polacy przegrali... Wprawdzie nie jestem kibicem, ale szczerze pragnęłam, abyśmy przeszli dalej, no cóż, może następnym razem się nam uda? Albo inaczej, wychowam mojego syna na piłkarza i on będzie strzelał gole dla polskiej reprezentacji za te 20 lat. To jest myśl... ;) Wiem, że w takiej chwili nie ma co żartować, bo mnie rozstrzelają. Widzę zawiedzioną minę mojego męża, trzeba mu jakoś ulżyć w tym jego cierpieniu .... ;) Wiem dzisiaj nie ma pracy (przynajmniej tej płatnej ;))

środa, 13 czerwca 2012

Po co kobiecie torebka i jak to jest pamiętać o wszystkim.


   Czemu tak często nie fajnie jest być matką? Otóż matka musi o wszystkim pamiętać, a niestety jest tylko człowiekiem, więc to nie zawsze wychodzi. Jechaliśmy dzisiaj do dwóch lekarzy. Oczywiście z dwójką dzieci, żeby nie było, że zrzucam na kogoś ich wychowywanie. Najpierw wreszcie zdecydowałam się odwiedzić ginekologa (o siebie też raz na x lat trzeba zadbać). Oczywiście ową wizytę odwlekałam w nieskończoność, bo po co, bo nie mam czasu, pieniędzy, ochoty. Ale wreszcie się zmobilizowałam i pojechaliśmy. Na szczęście wizyta była krótka, mąż i dzieci dali sobie radę w samochodzie. A że poszłam do lekarza sama to śmiem nawet twierdzić, że te 10 minut wizyty mogę nazwać odpoczynkiem od tych, co to zawsze czegoś ode mnie chcą.
starsza Córka
Następna w kolejce była wizyta u dentysty ze starszą córką , oczywiście NOWSZE dziecko kapnęło się że wcześniej przez chwilę nie było mamy, więc miałam dwa wyjścia: mianowicie pójść do dentysty do gabinetu z dwojgiem dzieci, albo spróbować namówić męża aby wszedł do owego gabinetu z córką. I tym oto sposobem podczas lakowania zębów Beaty stałam obok niej, jedną ręką trzymając ją za rękę, a drugą trzymając dziecko mniejsze, marudzące, tak, że głowa mała…. Ja to mam życie…
   Jeśli ktoś myśli, że ta wycieczka była nie lada przyjemnością to niech się zastanowi co się działo przed nią, przecież trzeba było spakować wszystko na te 3 godziny poza domem.
Mąż miał kiedyś pretensje po co sobie taką dużą torebkę kupiłam, wiecie po co? Pieluchy, chusteczki, bidon z napojem dla starszej, butelka z piciem dla nowszego, paluszki, kanapka, batonik (bo może dzieciom się czegoś zachce),sweterek + bluza, na wypadek gdyby się zimno zrobiło, ciuchy na zmianę dla małego na wypadek gdyby zdarzyła się jakaś niespodzianka pieluchowa, książeczki zdrowia, reszta już moja własna osobista – telefon, portfel, parasolka itd. Dobrze że sobie taką torbę kupiłam, tylko kto ją będzie teraz nosił? 

wtorek, 12 czerwca 2012

Jak to jest z kobietami, czy to prawda że jesteśmy zmienne, czy po prostu lubimy się czepiać?


   Czy mam rację czy to już moja paranoja. Kłócę się ciągle z tym, któremu ślubowałam jakieś niestworzone historię pod przysięgą o to, żeby był ciszej, bo obudzi małego. Nie wiem jak to się dzieję, ale on zawsze go budzi. A ja się o to kłócę, ponieważ tak naprawdę wieczorowe godziny to jest jedyny moment kiedy mogę coś zrobić, na przykład popracować, bo o odpoczynku to nie może być oczywiście mowy. Ale ja się kłócę dlatego, że jak mój ślubny go obudzi to i tak ja będę musiała go lulać z powrotem, a on się położy i nadal będzie się męczył oglądając telewizję i tak naprawdę w du…. będzie miał to czy ja lulam 5, 10 czy 30 minut….
Ja już dłużej tego nie wytrzymam, kiedy te dzieci będą wreszcie dorosłe? Wiem, wiem… Tylko tak gadam, bo wiem, że jak będą dorosłe to będą z nimi nowe problemy… To może inne pytanie: Kiedy mój mąż wreszcie dorośnie? Czy faceci na zawsze pozostają dziećmi, czy tylko ja mam pod tym względem wybrakowany egzemplarz?  Czy tylko w wigilię mam szansę na to, że przemówi do mnie ludzkim głosem i może zrozumie co nieco z tego o czym ja mówię? Oj tam, może zwalę to wszystko na hormony, albo na przemęczenie, przecież w gruncie rzeczy mój mąż to fantastyczny facet i pokochałam go za to roztrzepanie i brak powagi… Ach, kobieta zmienną jest? 

sobota, 9 czerwca 2012

Czy dzieci muszą tak szybko dojrzewać? Czy to znak naszych czasów, czy zawsze tak było?


Kolejny dzień za nami, jesteśmy starsi, nasze dzieci zresztą też. Ostatnio dużo czytam na takim jednym portalu o problemach nastolatków i jestem przerażona.  Wstrząsnęły mną szczególnie dwa opisy… Oba napisały 13 – letnie dziewczyny. Pierwszy opowiadał jak to ona chce być chuda i zmusza się po każdym posiłku do wymiotów, opis ten był nieco drastyczny, więc oszczędzę wam szczegółów, w drugim natomiast dziewczynka pisała, że chciałaby rozpocząć życie seksualne, bo wszyscy mają w jej klasie to już za sobą i takie tam. No powiedzcie mi, jak to było za waszych czasów? Bo ja nie wyobrażam sobie, żebym w wieku 13 lat o tym myślałam, wtedy szczytem marzeń był pocałunek z chłopakiem i to też zwykły cmok, a nie „z języczkiem”. Czy to dzisiejsza młodzież tak szybko dorasta, czy to ja jestem już taka stara?

   Tak czytając te opisy nastolatków od razu zastanawiam się nad swoimi dziećmi, jak ja przeżyję ten ich okres w życiu? Ostatnio byłam w szoku, bo moja 5 latka pokazywała swojej rówieśniczce zdjęcie faceta gołego od pasa w górę i komentowały, że fajny. Przecież w domu ona tego nie widzi, ja się tak nie zachowuję, skąd jej się to wzięło? Czy to znaczy, że zostanę babcią jak mała skończy 12 lat? Koszmar…
   Oczywiście już teraz na ile to możliwe staram się z nią o wszystkim rozmawiać, tłumaczyć, ale co jeśli przyjdzie taki dzień, że uzna, że ja g…. wiem i woli pogadać na te tematy z koleżanką? Ufff…. Już się boję, serio… Przecież dla mnie to zawsze będą te małe, słodkie istotki, które wspinają mi się codziennie na kolana i obdarowywują soczystym buziakiem….

piątek, 8 czerwca 2012

Euro 2012 lepsze niż wędkowanie ?

Wczoraj mój mąż poinformował mnie radośnie, że teraz to przez miesiąc nie będzie chodził na ryby, a ja głupia się ucieszyła, że wreszcie będę miała trochę pomocy w domu. Moje marzenia szybko się jednak rozwiały, bo przypomniał mi, że przecież EURO 2012 się zaczyna. Więc teraz będę miała jeszcze gorzej, bo telewizor będzie zajęty. Ale przeżyję, m.in. dlatego, że NASI nie sprawili mi dzisiaj zawodu. Mogło być lepiej, ale chyba nie jest najgorzej. Tak więc od dzisiaj jestem kibicem, mam nawet szalik biało – czerwony i nauczyłam się dwóch piosenek…. 

czwartek, 7 czerwca 2012

Apeluję o trochę poczucia humoru

Zostałam poniekąd zmuszona do napisania tego posta. Otóż chciałabym wszem i wobec ogłosić, że mam wspaniałego męża, którego bardzo kocham i który bardzo kocha mnie. Mój blog jest prawdą, ale niektóre rzeczy chcę opisywać z humorem, więc są trochę przerysowane. Myślę, że jeśli czyta to ktoś z poczuciem humoru to z pewnością wyczuje odrobinę ironii, oraz to, że niektóre rzeczy są tu trochę przerysowane. Proszę nie bierzcie wszystkie całkiem serio, a wtedy życie będzie łatwiejsze, a na pewno weselsze. Pozdrawiam wszystkich serdecznie. 

środa, 6 czerwca 2012

Mężczyzna pracuje, a kobieta nudzi się w domu, więc gotuje, sprząta, zmywa, pierze i robi wszystko, aby czas do powrotu męża z pracy jak najszybciej minął ;)


Mężczyzna myśli, mówi i co najgorsze jest przekonany, że tak musi być, jak? Otóż niektórzy mężczyźni chodzą do pracy na 8 godzin dziennie od poniedziałku do piątku i uważają, że to wszystko co robić powinni, a poza pracą muszą przecież odpoczywać. Bo oni przecież PRACUJĄ więc są zmęczeni, nie to co my, każdy dzień dla kobiety niepracującej zawodowo to przecież tak, jakby miała wakacje… Natomiast jeśli nam się nie podoba to możemy iść do pracy, a oni z chęcią będą się bawić z dziećmi przez cały dzień. No właśnie, niech chociaż jedna matka mi powie, że zajmowanie się domem polega na zabawie z dziećmi… Często nawet na to się nie ma czasu. Co najfajniejsze w tym wszystkim to, to, że jeśli kobieta jest aktywna zawodowo to wtedy pracuje na niezliczoną ilość etatów, bo wraca z pracy, więc musi zrobić obiad, pozmywać, posprzątać, wyprać itd. Przecież to nie zrobiło się samo przez cały dzień naszej obecności, a tata nie mógł się tym zająć, bo przecież BAWIŁ się z dziećmi.
   Ciekawe czy mężczyźni zastanawiali się kiedyś, że te ich parę groszy, które przynoszą do domu to nie wystarczająca zapłata za nasze trudy, zresztą pieniądze te rzadko kiedy są wynagrodzeniem za naszą pracę, bo jedzenie, rachunki, dzieci itp. jak zostanie dla nas 3 zł to dobrze, bo chociaż możemy sobie kupić przysłowiowe waciki. A więc podsumujmy: sprzątaczka kosztuje ok. 2 tys. miesięcznie, dobra opiekunka do dzieci 1500 -2500, praczka kolejne 1000 zł minimum, kucharka albo jedzenie z cateringu ok. 2500 zł, a jeszcze dochodzi prostytutka, która weźmie ze 150 zł za numerek. Razem wychodzi ok. 7500 zł miesięcznie, no, która z nas tyle dostaje od męża za swoją pracę? Żarty, co najwyżej możemy o tym pomarzyć. Tylko pytanie kiedy, skoro i na to nie starcza czasu…
   Hitem dzisiejszego dnia jest taka oto sytuacja, dzieci śpią, ja sprzątam w łazience, przerywam na chwilę i wchodzę do pokoju, a mój kochany, pracowity i niezwykle zmęczony lulaniem córki mąż (lulanie polega na leżeniu obok niej przez 30 minut) pyta: „skończyłaś już?”, na co się pytam co skończyłam, nie do końca rozumiejąc jego pytanie. „No, korzystać z łazienki, bo ja chcę się wykąpać”. No krew normalnie człowieka zalewa. „Oczywiście kochanie, właśnie skończyłam wstawiać pranie, myć kibel i umywalkę, a teraz idź się wykąp to potem umyję po tobie wannę, najdroższy.”
Żyć nie umierać. Albo urodzić się mężczyzną….

wtorek, 5 czerwca 2012

gdzie wyrodna matka może kupić cierpliwość do swoich dzieci?


   Czy ktoś wie gdzie można kupić 2 kilogramy cierpliwości? Z chęcią bym poszła na takie zakupy.
   Zastanawiam się jak to jest mieć więcej niż dwoje dzieci, czy w ogóle człowiek jest jeszcze w stanie oddychać i jakoś funkcjonować? Ja mam dwoje, cudownych dzieci, a są takie momenty, że doprowadzają mnie do szału i marzę tylko o tym, żeby uciec jak najdalej stąd. Czy jestem wyrodną matką? Tak sobie myślę, czy to ja nie byłam przygotowana do macierzyństwa ? I czy dzieciom nigdy nie kończą się baterie? Moim chyba nie, chyba, że cudem zagonię ich do łóżka i uśpię na siłę… wtedy chwila spokoju i taka wręcz błoga cisza…
   Jak córka miała dwa lata to się martwiłam, że mało mówi, a ona teraz nadrabia tak, że nie da się wytrzymać. Tylko na kogo się złościć w takim wypadku, skoro ma to w genach po mamusi…? A ja czasami tak sobie myślę, żeby zamknęła się choćby na pięć minut, aby można było trochę zebrać myśli, odpłynąć do krainy niby – niby i nie martwić się, że obiad, że pielucha, że nie ma mleka w lodówce…
   Z drugiej strony jak się da żyć bez tego uśmiechu, słodkich całusków? Ostatnio moja córka ( ma prawie pięć lat ) powiedziała mi, że „jestem piękna jak kwiatuszek z nieba”, czyż   to nie cudowne? Co z tego, że jestem stara, brzydka i nie miałam kiedy umyć włosów ? Dla naszych dzieci zawsze to my jesteśmy piękne, niech się schowają w kąt wszyscy mężczyźni, którzy tak niezdarnie prawią komplementy… ;)
   Reasumując – to chyba nie jestem taka najgorsza, choć mogę się mylić, dzieci wystawią mi cenzurkę za parę ładnych lat i zobaczymy komu będzie do śmiechu….

poniedziałek, 4 czerwca 2012

dzieci, ciasto, zmęczenie i takie tam normalne życie....


Dzisiejszy dzień minął jak z bicza strzelił, choć i tak jestem zmęczona. Rano dzieciaki wstały, a więc śniadanie, ścielenie łóżek, a mój syn stoi po drzwiami, że już chce iść na podwórko. Rany, jak tu się tak szybko ogarnąć? A więc szybko włożyłam czapkę na głowę, żeby tylko nie było widać, że wczoraj włosów nie zdążyłam umyć… i idziemy, a mój syneczek wymyślił, że skoro padał deszcz to najlepszą zabawą będzie skakanie po kałużach… A niech sobie skacze, co mu będę żałować, tylko jest jeden problem, otóż nie umie chodzić w kaloszach (chodzi jak bocian), więc go nie męczyłam, biegał w normalnych butach. Cóż nogi miał mokre aż po sam tyłek, więc szybko zmiana ubrań, ale jakże mogłaby się złościć, kiedy będzie szalał? Jak będzie miał 50 lat na karku?
   W międzyczasie upiekłam ciasto, zwykłe biszkoptowe z truskawkami (bo szkoda, żeby się zmarnowały). Ciasto dobre, teściom, babci, wujkowi wszystkim po kawałku, przynajmniej się nie zmarnuje i kury nie będą musiały go jeść. No, ale moje marzenia o diecie znów poszły w odstawkę, no, bo jak tu chociaż kawałka nie spróbować. Oczywiście po jednym był następny ;) Trudno, zacznę się odchudzać od „jutra”. Zresztą bliżej nieokreślonego… Potem Romek poszedł spać, więc ja za obiad i sprzątanie i zanim się obejrzałam to wstał i znowu karuzela się kręci… A teraz noc, ja siedzę, piszę, ciężko mi się zabrać za kolejne zlecenie…
Może bym coś obejrzała…? Ale czy warto, skoro mały i tak będzie się budził co 20 minut… Biorę się do pracy, najwyższy czas zrobić wreszcie coś pożytecznego ;)

wielka prośba o zdanie na ten temat i komentarze

Proszę zamieszczajcie komentarze, piszcie czy wam się podoba czy nie, czy was bawi, smuci, czy macie podobne problemy itd. Czekam na komentarze, czy pisać dalej ... 

niedziela, 3 czerwca 2012

kobiety są z wenus a mężczyźni z marsa?


Ach ci mężczyźni, tak ciężko im zrozumieć proste rzeczy. Mówię, że jestem zmęczona to w odpowiedzi słyszę, że ja codziennie jestem zmęczona. I koniec tematu, bo skoro jest tak codziennie to po co to zmieniać? Po co w ogóle o tym mówić, zdzierając sobie każdego dnia gardło…    
I gdyby chociaż mogli wykrztusić z siebie dwa słowa świadczące, iż doceniają nasze starania. Po co? Przecież im się to należy jak psu buda. Jeśli poskarżę się, że miałam dzisiaj tonę prania to mogę co najwyżej usłyszeć, że ja prania nie robiłam, tylko pralka. A co z tego, że to trzeba rozwiesić, potem zdjąć i ułożyć w odpowiednich miejscach… Powinnam być jeszcze wdzięczna, że kupił mi pralkę, która to wszystko robi za mnie… ;) Mam przynajmniej ten przywilej, że jako niedoskonała pani domu nie prasuję, powiedziałam, że nie będę i nie mam zamiaru tego robić. koniec kropka. 

cisza przed burzą, czyli kiedy dzieci śpią


W końcu dzień dobiega końca, dzieci śpią, mąż jeszcze z ryb nie wrócił, dom jako tako ogarnięty, nie można się zabić o jakąś zabawkę… pora na… pracę. Mam jedno zlecenie do napisania więc pewnie zejdzie się przy dobrym wietrze do północy. Gdyby jeszcze się dało po prostu usiąść i pisać, ale nie, nie da się. Jak to się dzieje, że innym ludziom dzieci przesypiają całą noc, a moje jakoś nie chcą? Romek budzi się średnio co 20 minut, więc co chwilę odciąga mnie od pracy… Dobra, nie ma co marudzić…    

mam szczęście, tylko dlaczego tego nie doceniam ?


Dzisiejsza noc – okropna, poranek – jeszcze gorszy. Mały nie dał mi spać, więc mąż chciał żebym rano odespała trochę, ( nie mogę narzekać - mąż przynajmniej miał dobre chęci) a tu jak na złość syn nauczył się właśnie nowego słowa: „nie”. Wcześniej na wszystko mówił "kak" czyli tak, a teraz... Radość ogromna, że się szybko uczy, ale na jakiekolwiek propozycje, aby się czym zająć aby mama mogła pospać odpowiadał rzeczowo: „nie, mama”. A więc odpoczynek znowu został przełożony na bliżej nieokreślone kiedyś….
   

sobota, 2 czerwca 2012

początek, czyli jak wygląda moje życie rodzinne z mężem i dziećmi na czele ;)


Jeśli nie wiadomo od czego zacząć, to najlepiej jest od początku... A więc urodziłam się 1 maja 1984 roku. STOP. A kogo to może interesować? Przewiniemy trochę taśmę do przodu, do dnia dzisiejszego. Mam już 28 lat, dwoje dzieci i męża na karku. Nie mogę narzekać bo zarówno mąż, jak i dzieci mi się udali, ale ... zawsze jest jakieś "ale". Mieszkam z dala od cywilizacji, a moją jedyną rozrywką jest obcowanie z dziećmi i z mężem, jeśli już wróci z pracy. Co ja mówię, przecież moje życie jest tak cudowne, a rozrywek mam tyle, że nie starcza czasu na nic innego. Przecież jaka frajdą jest zmywanie po całej rodzinie, a ścielenie łóżek - to dopiero dobra zabawa. ha ha ha. Czasem skarżę się mężowi, że muszę odpocząć, a on patrzy na mnie zdziwiony - no bo co tu odpoczywać, jak moje życie to jeden wielki odpoczynek. Zakupy robią się same, obiad zresztą też, a to że dzieci są takie jakie są (czyli cudowne) to chyba zasługa sąsiada... Dzisiaj mój mąż powiedział, że chce iść na ryby, a ja jako ta dobra żona mówię : "spoko, nie ma sprawy, przecież musisz sobie odpocząć, ja sobie poradzę." Zawsze sobie radzę, bo nie mam innego wyjścia. Poszedł. A tu deszcz leje z nieba, że nie można wyjść z dzieciakami na dwór, więc pozostają katusze w domu. Starsza córka (5 lat) prosi, aby pobawić się z nią klockami, które daliśmy jej na dzień dziecka, młody (prawie 1,5 roku) jest marudny do granic wytrzymałości, wstawiłam pranie, pozmywałam, zachodzę do łazienki a tam ... - rura pod umywalką się oberwała i zalało mi pół łazienki.... Tylko spokojnie... powycierałam podłogę z dzieckiem na rękach i przy jękach tej drugiej, jakoś dałam radę - jak zawsze... Mąż wraca, mówię co się stało i pytam czy mógłby zreperować tę rurę (wystarczy tylko włożyć jedną w drugą, żadna filozofia, sama też bym DAŁA RADĘ, ale w końcu od czego chłop w domu?) a on się pyta: kiedy? no normalnie krew człowieka zalewa, powiedziałam, że za tydzień i wróciłam do mojego "odpoczynku".... Ja to codziennie mam wakacje....