poniedziałek, 4 czerwca 2012

dzieci, ciasto, zmęczenie i takie tam normalne życie....


Dzisiejszy dzień minął jak z bicza strzelił, choć i tak jestem zmęczona. Rano dzieciaki wstały, a więc śniadanie, ścielenie łóżek, a mój syn stoi po drzwiami, że już chce iść na podwórko. Rany, jak tu się tak szybko ogarnąć? A więc szybko włożyłam czapkę na głowę, żeby tylko nie było widać, że wczoraj włosów nie zdążyłam umyć… i idziemy, a mój syneczek wymyślił, że skoro padał deszcz to najlepszą zabawą będzie skakanie po kałużach… A niech sobie skacze, co mu będę żałować, tylko jest jeden problem, otóż nie umie chodzić w kaloszach (chodzi jak bocian), więc go nie męczyłam, biegał w normalnych butach. Cóż nogi miał mokre aż po sam tyłek, więc szybko zmiana ubrań, ale jakże mogłaby się złościć, kiedy będzie szalał? Jak będzie miał 50 lat na karku?
   W międzyczasie upiekłam ciasto, zwykłe biszkoptowe z truskawkami (bo szkoda, żeby się zmarnowały). Ciasto dobre, teściom, babci, wujkowi wszystkim po kawałku, przynajmniej się nie zmarnuje i kury nie będą musiały go jeść. No, ale moje marzenia o diecie znów poszły w odstawkę, no, bo jak tu chociaż kawałka nie spróbować. Oczywiście po jednym był następny ;) Trudno, zacznę się odchudzać od „jutra”. Zresztą bliżej nieokreślonego… Potem Romek poszedł spać, więc ja za obiad i sprzątanie i zanim się obejrzałam to wstał i znowu karuzela się kręci… A teraz noc, ja siedzę, piszę, ciężko mi się zabrać za kolejne zlecenie…
Może bym coś obejrzała…? Ale czy warto, skoro mały i tak będzie się budził co 20 minut… Biorę się do pracy, najwyższy czas zrobić wreszcie coś pożytecznego ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz